30 września 2014

Wrześniowe nowości.

Kolejny miesiąc już praktycznie za nami. Czas leci mi niesamowicie szybko ... Wakacje dobiegły końca i przede mną pierwszy, cały weekend w szkole. Co by sobie jednak to czekanie umilić, wpadłam na chwilę do drogerii i oczywiście nie wróciłam do domu z pustymi rękami : ) Wszystko w rozsądnych ilościach- sumiennie zużywam zapasy i przestałam je chomikować. Ilość opakowań czekających na swoją kolej nadal mnie przeraża!  

Kiedy na blogach trwał szał na nową, manukową serię Ziaji ja trzymałam się na uboczu. Czekałam, czytałam i rozmyślałam co by tu wypróbować i nie żałować. Ostatecznie promocja w osiedlowej drogerii skutecznie mnie przekonała do zakupów i zdecydowałam się na pastę oczyszczającą. Użyłam jej na razie trzy razy, ale nie powaliła mnie jakoś szczególnie. Zobaczymy jak będzie dalej. O maści na odciski (działającej jak złuszczające skarpetki)  czytałam na blogu u którejś z Was i będąc w aptece wrzuciłam ją do koszyka. 

Przechodząc obok Rossmana przypomniałam sobie o promocji na mydełka nieznanej mi firmy Himalaya i po dłuższym zastanowieniu skusiłam się na dwie inne wersje- w sklepie byłam przekonana że faktycznie tak jest, lecz w domu po przeanalizowaniu składu oprócz opakowania nie różnią się niczym! Nie wiem co o tym myśleć ... 

Nowość od firmy Biovax- maseczka intensywnie regenerująca to przesyłka od sklepu Biutiq . Użyłam jej już kilka razy, także niebawem spodziewajcie się recenzji : ) 

Szampon i maska do włosów z olejkiem arganowym firmy Bioelixire to przesyłka od Moni z bloga kulkaowszystkim. Jeszcze raz pięknie dziękuje! : * 

Na sam koniec, niespodziewana przesyłka od Rimmela a w niej najnowszy podkład, który zbiera jak na razie same pozytywne opinie w sieci, oraz dwa cienie z serii Magnif'eyes. Brąz jest rewelacyjny! 

Koniecznie dajcie znać co Was najbardziej zaciekawiło : ) 

Buziaki Carolina!

22 września 2014

Przepuklina kręgosłupa, jak z tym żyć?

Choroby kręgosłupa dotykają coraz większej liczby populacji. Począwszy od ludzi starszych, aż po młodzież a nawet dzieci. Dlaczego tak się dzieje? Coraz więcej czasu spędzamy przed komputerem, telewizorem w nieprawidłowych pozycjach, które Nasz kręgosłup musi codziennie znosić. Źle dobrany sport, nadmierny wysiłek fizyczny czy dziki pęd za idealną sylwetką doprowadził kręgosłup wielu ludzi do ruiny. Jak to mówią ' jak człowieka boli to znaczy że żyje' tyle że czasami ból jest tak silny że nie daje żadnej satysfakcji z tego życia. Każdy dzień staje się udręką, ciężko jest się podnieść z łóżka, a doktorzy to najwięksi wrogowie. Człowiek zawsze był i będzie mądrzejszy od innych, nigdy nie zrozumie dopóki nie dotknie go to bezpośrednio. Spoglądając za okno, dzieci biegających beztrosko po placach zabaw jest coraz mniej. Nadeszła era telewizora, tabletów czy laptopów. Rozmowy toczą się już tylko w formie wirtualnej. Siedząca praca, godziny spędzone na łóżku z książkami czy odrabianie lekcji na kolanach. Zadarta noga na krzesełku, ciężkie siaty z zakupami zawieszane na ramionach. Znajome? A jakże! A potem pozostaje tylko ból, a lepiej jest zapobiegać niż leczyć bo wiadomo że kręgosłup mamy tylko jeden i niestety nie umiemy o niego dbać. Dlaczego o tym wspominam? Historia dotknęła bezpośrednio mojej osoby i chciałabym Was ostrzec, a przede wszystkim  dać do myślenia.

Czym w ogóle jest przepuklina? To nic innego jak przysłowiowe wypadnięcie dysku. Jest to wysunięcie krążka międzykręgowego poza przestrzeń międzykręgową powodującą ucisk na rdzeń lub nerwy, które od niego odchodzą. Przypadłość ta może dotyczyć całego kręgosłupa, bądź poszczególnej wysokości- najczęściej dotyczy to lędźwi. Najrzadziej ulokowana jest w odcinku szyjnymi czy piersiowym. Wspominany już wcześniej krążek, spełnia rolę poduszki, która amortyzuje obciążenia, które każdego dnia fundujemy naszemu kręgosłupowi. 
źródło: google.pl

Jak się objawia? Najczęstszym objawem (który dotknął również i mnie i gdyby nie on podejrzewam że dalej nie wiedziałabym o jej istnieniu)  to rwa kulszowa. Są to dolegliwości związane z powstałym uciskiem. Ból z nim związany zazwyczaj promieniuje do lewej bądź prawej nogi. Pojawia się coraz częstsze mrowienie w kończynach, problemy z oddawaniem moczu czy kału, problemy z schodzeniem, leżeniem czy spaniem. Nieprawidłowe schylanie również sprzyja nadmiernemu bólowi, nie wspominając już o bolesności przy kichaniu. Dolegliwości są tak silne  że uniemożliwia swobodne poruszanie. Zmiany występujące w okolicach szyjnych czy piersiowych nie objawiają się tak istotnie jak wspomniane juz wyżej- jest to zazwyczaj lekki ból w okolicach karku, uniemożliwiajacy swobodne poruszanie głową. Jakie są przyczyny tego schorzenia? Prócz tych wrodzonych, głównym czynnikiem są oczywiście urazy mechaniczne. Mogło by się przypuszczać że jedynym czynnikiem prowadzącym do powstania przepukliny jest dźwiganie, podnoszenie ciężkich przedmiotów czy ciężka praca fizyczna. Otóż nie. Jest wiele czynników, na które w życiu codziennym nie zwracamy najmniejszej uwagi. Nieumiejętne podnoszenie ciężkich rzeczy, schylanie się, czy garbienie. Zła postawa ciała, niewygodne pozycje siedzące czy zbyt duży wysiłek podczas uprawiania sportu. Główną przyczyną w tworzeniu przepukliny jest siedzący tryb życia, który ogromnie osłabia Nasze mięśnie grzbietowe. Osoba spędzająca większość życia w pozycji siedzącej, wykonująca godzinny a jakże modny ostatnio zestaw ćwiczeń robi sobie tylko krzywdę. Kręgosłup przyzwyczajony do wiecznego spoczynku, reaguje szokowo. Skoro wiemy już co to jest i jak się objawia to jak się to leczy? Oczywiście najlepszym i pierwszym w kolejności sposobem jest fizjoterapia czyli indywidualnie dobrane ćwiczenia i zabiegi. Nigdy nie wykonujmy nic na własną rękę! Największą ulgę przynoszą zabiegi laserem i prądem które zmniejszają dolegliwości bólowe lecz ich nie usuwają. Bardzo popularną metodą leczenia tych przypadłości jest metoda Mckenziego, polegająca na mechanicznym wepchnięciu wystającej przepukliny. Wykwalifikowany fizjoterapeuta przeprowadzi obszerny wywiad, pokaże ćwiczenia oraz nauczy codziennych czynności. Kiedy wszystkie inne sposoby zawiodą, ostateczną drogą do SKUTECZNEGO wyleczenia staje się operacja. Wbrew pozorom objawy lubią wracać. Jest to choroba z którą trzeba nauczyć się żyć, zmienić swoje nawyki i zaznajomić się z radzeniem w sytuacjach kryzysowych. Żadne leki, zabiegi czy ćwiczenia nie usuną czynnika bólowego, lecz zmniejszą jedynie bolesności związane z codziennym życiem. 

W marcu bieżącego roku, kiedy nie mogłam już chodzić i normalnie funkcjonować zostałam skierowana do szpitala z rozpoznaniem ostrej, zaawansowanej rwy kulszowej. Po zrobieniu pierwszych prześwietleń okazało się że zmiany są na tyle duże i trzeba rozszerzyć diagnostykę dodatkowo o rezonans magnetyczny. Diagnoza była oczywista i jednoznaczna. Podczas 5 dniowego pobytu na oddziale neurologicznym, wybraniu masy kroplówek przeciwbólowych i zabiegów zostałam wypisana do domu w stanie ogólnie dobrym z dalszym leczeniem w poradni neurologicznej, rehabilitacyjnej i ze wskazaniem do konsultacji neurochirurgicznej. Objawy miejscowo ustąpiły, jednak czucie w nodze zaatakowanej przez rwę było znikome. Każda najmniejsza czynność sprawiała mi problemy.
W szpitalu jednak trafiłam na rehabilitanta, który zaproponował mi leczenie metodą Mckenziego o której wspominałam już wyżej, polegającą na zmianie nawyków oraz wykonywaniu tz. przeprostów.
źródło: google.pl
Uczyłam się na nowo praktycznie każdej czynności. Sięgania do szafek, podnoszenia z łóżka, ubierania czy mycia zębów Ból z czasem wygasł, więc nawet nie dopuszczałam do siebie innej myśli i mocno wierzyłam że operacja nie będzie konieczna. Przepuklina niestety nie dawała o sobie zapomnieć i z każdym dniem bolesność robiła się coraz mocniejsza, Dopiero wtedy postanowiłam udać się do neurochirurga. Żałuję że nie zrobiłam tego wcześniej. Niestety, wizyta u specjalisty wszystko zmieniła. Ostateczna diagnoza- operacja. Nie będzie ona jakaś wyjątkowo skomplikowana, ale sam fakt że jest to ingerencja chirurgiczna niesamowicie mnie przeraża. Po początkowym szoku, zgodziłam się. 31 sierpnia 2015 roku mam stawić się w klinice w Lublinie. Termin niesamowicie odległy, jednak w razie konieczności pomoc uzyskam od razu. Pomyślicie pewnie że powinnam od razu zapisać się na operację przepukliny, ale zwlekałam. Próbowałam szukać innych sposobów mimo to że od razu powiedziano mi że to nie ma sensu. Jednak otrzymałam cień nadziei, w rezultacie z biegiem czasu wolałabym jej nie mieć. Życie z przepukliną jest jak pogoda- raz piękna i słoneczna, zaś drugiego dnia wieje chłodem. Mając 22 lata w życiu nie spodziewałam się że biegnąc z dzikim pędem za piękną sylwetką czeka mnie takie cierpienie. Nieumiejętne wykonywanie ćwiczeń prowadzi do zrujnowania sobie kręgosłupa. Powtarzam to każdemu i będę to robić już do końca życia. 

Strach przed zabiegiem jest, ale wyobrażając sobie życie bez bólu jestem w stanie znieść wszystko. Mam nadzieję że moja historia komukolwiek chociaż odrobinę otworzy oczy. Mogłoby się wydawać że problemy związane z kręgosłupem Nas młodych nie dotyczą. ' Przecież każdego w tych czasach boli kręgosłup'. 

Tygodnie w zdjęciach.

Ostatni wpis tego typu pojawił się dość dawno. W ostatnich tygodniach rzadko udzielałam się na Instagramie, także nie miałam za bardzo co Wam pokazać, a wiem że moje posty jedzeniowe wywoływały u Was ślinotoki dlatego chciałabym do tego wrócić :P Sama nie jestem do końca przekonana czy te wpisy dalej mają jakiś sens, więc koniecznie dajcie znać czy lubicie przeglądać takie mobile mixy : ) 
Pogoda jest dzisiaj fatalna, ciemno buro i ponuro także zapraszam Was na luźny przegląd tego co ostatnio się u mnie działo. 

1/ Tak jak już wspomniałam, mój poprzedni laptop postanowił pewnej pięknej niedzieli odejść na emeryturę, ale mama oczywiście wybawiła mnie z opresji i mogę cieszyć się nowym Asusowym cudeńkiem z którego jestem niesamowicie zadowolona. 
2/ Kiedy temperatury spadły poniżej 10 stopni, musiałam na gwałt kupić kurtkę. Oczywiście na drugi dzień słupki rtęci wskazywały już ponad 20 stopni, ale co tam : ) Miałam w planach zakup tego modelu już w zeszłym roku, jednak skusiłam się na co coś zupełnie innego, lecz w tym roku już nie odpuściłam : ) 
3/ Przepiękny film, który wywołał u mnie lawinę łez, gorąco polecam!! 
4/ Oczywiście szał Biedronkowych zakupów ogarnął również mnie, lecz ubolewam nad tym że pozostały mi ostatnie 4 dni wakacji ... 

5/ Selfie z rana jak śmietana! (uwielbiam ten panterkowy komin z Pepco za piątaka!) 
6/ Pyszny waniliowy budyń od Nesquika <3 
7/ I równie pyszne kokosowe ciasteczka. Do kawki idealne : ) 
8/ Początkiem września przerabiałam również zatrucie bądź grypę żołądkową, Trzy dni wycięte z życiorysu. 

9/ Mój pierwszy raz z kaszą jaglaną nie należał do udanych. Podczas robienia powyższego zdjęcia talerz z plackami upadł na płytki rozbijając się na milion kryształków. Jedzenie jedzeniem, ale zdjęcie na insta musi być :D Także się najadłam :D 
10/ Szybkie upięcie- warkocz. 
11/ Testuję właśnie nową maseczkę do włosów, która jest na prawdę obiecująca 
12/ a ubiegły tydzień upłynął mi na wizytach u dentysty. Jestem z siebie dumna, bo wreszcie przezwyciężyłam lęk i trafiłam na rewelacyjnego lekarza : ) 

Buziaki Carolina!

20 września 2014

Bezkaloryczne słodkości!

Maniaczką mazideł do ciała nie jestem, ale jeśli coś wpada w moje ręce to zdecydowanie są to masła do ciała. Lubię je za ogromny wybór zapachów, wygodne opakowania (w tym przypadku pompka zupełnie mnie nie ekscytuje, mam wrażenie że wyposażone w nią produkty zużywam strasznie długo) oraz (zazwyczaj) przyzwoite działanie. Dziś kilka słów na temat waniliowo-pistacjowego masła do ciała od Bielendy. 

Kosmetyk zamknięty jest w plastikowym słoiczku, zabezpieczony dodatkowo folią ochronną- wiadomo ogromny plus bo wiadomo że w sklepach klientki lubią sobie co nie co powąchać więc mamy pewność że masło jest świeże i niezmacane. Dla mnie takie dozowanie produktu jest najwygodniejsze.

Konsystencja bardzo przypomina budyń, jest lekka a zarazem treściwa. Aplikacja nie sprawia najmniejszego problemu, produkt świetnie i szybko wchłania się w skórę. Zapach-słodki, otulający jednak przy codziennym stosowaniu może stać się mdły i uciążliwy.

Producent obiecuje Nam ujędrnianie, nawilżanie, poprawę nastoju oraz wyglądu skóry. Jak to się ma w rzeczywistości? Masło faktycznie nawilża, pozostawia skórę gładką i miękką lecz żadnego ujędrnienia nie zauważyłam. Moja skóra nie jest zbytnio wymagająca, także dla mnie jest ono wystarczające. Zdecydowanie poprawia samopoczucie, a w opakowaniu bardzo przypomina mi tą jasną część Monte którego jestem wielbicielką. Aż chciałoby się go jeść łyżeczką :P Jeśli chodzi o wydajność to jest to kwestia dość osobista- według mnie jest średnio wydajne (pomimo swojej nie gęstej konsystencji). Nie podrażnia, nie zapycha (pomimo parafiny w składzie). Nie wywołuje reakcji alergicznych.

Masełko dostępne jest praktycznie w każdej drogerii, a jego cena za 200 ml oscyluje w granicach 15 zł. Oprócz powyższego zapachu w skład tej serii wchodzi również połączenie czekolady z karmelem oraz kakaa i orzecha laskowego. 
Skład: 


Koniecznie dajcie znać czy lubcie takie słodkie zapachy czy raczej stawiacie na coś neutralnego : )

Ps. Wybaczcie moją chwilą nieobecność. Żyję, mam się dobrze lecz wtorkowa wizyta u dentysty całkowicie wyłączyła mnie ze świata zewnętrznego :P 

Buziaki Carolina!

14 września 2014

Woda woda komu woda!?

O tym jak bardzo ważne jest w Naszej codziennej diecie pice wody, zostało powiedziane już bardzo dużo. Nie mam zamiaru przytaczać tutaj fragmentów z książek czy artykułów a raczej krótko podsumuję moje osobiste doświadczenia. Dzisiaj na chwilę odbiegniemy od tematów kosmetycznych. Wszystko za sprawą dzbanka filtrującego wodę, który jakiś czas temu otrzymałam od firmy Dafi. Z tego typu produktem spotkałam się pierwszy raz. Pamiętam dokładnie szał na firmę, która jakiś czas temu owładnęła całą blogosferę. Ja trzymałam się na uboczu, ale czemu nie spróbować czegoś innego, tym bardziej gdy nadarza się okazja? Od dnia otrzymania dzbanka, na dobre pożegnaliśmy się z nakładką filtrującą (i tym uciążliwym zmienianiem torebek filtrujących do kawy). Zacznijmy zatem od początku : )

Model dzbanka który otrzymałam to 4 litrowy (z czego otrzymujemy dwa litry przefiltrowanej wody) omega unimax z ledowym wskaźnikiem zużycia filtra w kolorze białym. Wykonany jest z dobrej jakości, solidnego plastiku. W przesyłce znajdował się również standardowy filtr  składający się między innymi z siateczki filtrującej oraz wkładu z żywicy jonowymiennej i węgla aktywnego. Oprócz wersji podstawowej dostępne są trzy rodzaje wkładów: do wody twardej, wzbogacający wodę w magnez, oraz ten dbający o właściwe pH naszego organizmu. 

Pokrywa dzbanka wzbogacona jest w ledowy wskaźnik zużycia filtra. Niebieskie światełko oznacza możliwość dalszego użytkowania, zaś czerwona przypomina Nam o zmianie wkładu na nowy. Jeden wsad pozwala na przefiltrowanie ok 150-200 litrów wody, w zależności od stopnia twardości wody.Usuwane są z niej chlor, metale ciężkie, detergenty, herbicydy i pestycydy.  Dodatkowo na samej górze, znajdziemy wygodny wlew, który pozwala na dozowanie wody do dzbanka bez konieczności ściągania całej pokrywy. 

Woda filtruje się na prawdę szybko. A jak smakuje? Uwierzcie mi na słowo (jeśli nie korzystacie z tego produktu) różnica jest KOLOSALNA. Nie jestem w stanie powiedzieć jaki stopień twardości ma moja woda, ale pijąc ją bezpośrednio z kranu drapie w gardło. Ponadto w czajniku osadza się ogromna ilość kamienia, nie wspominając już o 'kożuchu' znajdującym się np. na zaparzonej herbacie. Dotychczas wraz z rodzicami używaliśmy takiej nakładki, gdzie umieszcza się filtry do kawy, ale jest to strasznie uciążliwe. Po dwóch, maksymalnie trzech dniach trzeba je zmieniać bo woda już nie może swobodnie przepływać. Tutaj nie muszę się o nic martwić : ) Przefiltrowana woda ma delikatny smak. Bez obaw można pić ja bezpośrednio z dzbanka, bez ówczesnego przegotowania tak jak wodę mineralna (dzięki temu można sporo zaoszczędzić, a i nie trzeba się martwić gdy się skończy). Wody piję na prawdę dużo, staram się aby nie było jej mniej niż dwa litry, Moja sucha cera bardzo ceni sobie dużą ilość płynów, a wiadomo również że woda to sprzymierzeniec osób będących na wiecznej diecie, czy prowadzących zdrowy tryb życia : )

Koszt takiego dzbanka waha się w granicach 70 zł (w sklepach można go często upolować w niższej cenie) zaś miesięczny koszt filtru to zaledwie 15 zł. Wiadomo że sam produkt kupujemy tylko raz i jest to inwestycja na lata. Dzbanki występują w 8 wariantach kolorystycznych, oraz w czterech pojemnościach. 



Koniecznie dajcie znać co sądzicie na temat filtrowania wody, a może macie już swoje dzbanki? 
Jeśli Was nie przekonałam, koniecznie zapoznajcie się z trzeba krokami Dafi, według których można przygotować pyszny, orzeźwiający napój : )  więcej do poczytania tutaj

Buziaki Carolina!

12 września 2014

Kosmetyczne rozpieszczanie.

Zdaję sobie sprawę że połowa z Was ma już serdecznie dość oglądania tego typu postu, ale nie byłabym sobą gdybym i ja nie pochwaliła się fantastyczną przesyłką od Pani Ani oraz firmy Lirene i Under 20. Zawartość paczki była mi już znana, jednak moja euforia nie ustawała ani na trochę i z niecierpliwością wyczekiwałam kuriera : )

Kiedy już dorwałam się do ogromnego pudła niczym 32 calowy telewizor znalazłam w nim pięknie ilustrowaną książkę Ani Orłowskiej, oraz torebeczkę 'nerkę' idealną na telefon i portfel. Połączenie kolorystycznie niesamowicie mi się podoba a na przyszłe wakacje będzie jak znalazł : )

Trzy, butle nowych żeli pod prysznic o rewelacyjnym zapachu szampańskiej truskawki oraz brzoskwiniowego deseru. Niestety pomimo wielu zachwytów nad aromatem różanego ogrodu, mnie osobiście mnie on nie przekonuje. Za to mamie bardzo się spodobał : )

Dwie nowości z serii Lirene Emolient: odżywcze serum sos, balsam lipidowy oraz jako gratis sojowa świeca idealnie wpasowana w klimat kosmetyków. Niestety jest bezzapachowa, lecz niezapalona pachnie bardzo mlecznie : )

Kolejny rewelacyjny gadżet czyli masażer do stóp oraz dwa kremy przeciw pękającym piętą oraz szorstkości.

Dalej mamy dwie nowości z firmy Under 20, dwa kroki przeciw trądzikowi czyli maseczka glinkowa i nawilżająca oraz multicleanser z którym wiążę duże nadzieje. Z doświadczenia wiadomo że kosmetyki nadające się do x rzeczy w rezultacie są do niczego, to z tym wiążę duże nadzieje, bo zbiera sporo pozytywnych opinii : )

W paczce znalazłam również przeuroczy, wiklinowy koszyczek wyścielony białym materiałem a w środku dwie torebeczki. W jednej z nich znajdowała się saszetka zapachową do szafy- jaśmin i drzewo sandałowe. Pachnie przecudnie!! Ponadto rumiankowy żel do higieny intymnej.

Za każdym razem przesyłki są tak niesamowicie dopieszczone, a oprócz wspaniałych kosmetyków znajduję w nich mnóstwo przydatnych gadżetów. Po rozpakowaniu na prawdę długo nie mogę dojść do siebie i co najmniej tydzień zbieram szczękę z podłogi ;D Dziękuję pięknie jeszcze raz!! : )

Jak Wam się podoba zawartość paczki? Coś szczególnie Was zainteresowało? : )
Buziaki i miłego Weekendu!
Carolina. 

10 września 2014

Soczyste orzeźwienie.

Witajcie! Dzisiaj chciałabym napisać kilka słów na temat dwóch produktów, które ostatnimi czasy zawładnęły moją łazienką. W czym tkwi ich fenomen? Oczywiście w zapachu. Zdążyłyście się pewnie domyśleć że chodzi o żele pod prysznic. Czego w ogóle wymagać od takich produktów? Dobrego oczyszczania, nie wysuszania skóry i przede wszystkim cudownego zapachu. Poranny prysznic, czy wieczorna kąpiel ma sprawiać Nam przyjemność, odprężać po ciężkim dniu a wiadomo że piękny aromat otaczający łazienkę zrobi to najlepiej : ) 

Kusząca gruszka i soczyste winogrona to owocowe żele pod prysznic z firmy Lirene, które otrzymałam już jakiś czas temu w ogromnej przesyłce od Pani Ani i Pani Magdy. Brakuje tu jeszcze jednego gagatka, którego zaraz po przyjściu paczki przywłaszczył sobie tata. Muszę Was zapewnić że Rajski Granat pachnie równie pięknie! 


Opakowanie jak widać standardowe, plastikowe z wygodnym opakowaniem na 'klik'. Przezroczysta butla pozwala na kontrolowanie zawartości kosmetyku, więc nie ma szans na niemiłe zaskoczenie z powodu jego braku. Konsystencja w obu przypadkach jest taka sama, nie za gęsta ani nie za rzadka- taka w sam raz. Niewielka ilość żelu naniesiona na gąbkę fantastycznie się pieni, dzięki czemu jest na prawdę bardzo wydajny. Dobrze oczyszcza. Nie wysusza skóry ani jej nie podrażnia, a po użyciu jest miękka i delikatna. Szkoda tylko że zapach krótko utrzymuje się na skórze bo jest na prawdę KUSZĄCY i SOCZYSTY ; )  

Pomimo tego że oba zapachy bardzo mi się podobają to jednak soczyste winogrona bardziej skradły moje serducho. Kojarzy mi się z dzieciństwem, a raczej z gumami z owocowym nadzieniem, które kupowałam w kiosku za blokiem. Miło było w ten sposób przypomnieć sobie ten zapach : ) 

Dostępność produktów jest baaardzo szeroka. Możecie znaleźć je praktycznie w każdej drogerii. Cena za 250 ml wynosi ok. 8 zł. 
Skład: 

Ps. firma Lirene wprowadziła właśnie nową linię zapachową powyższych żeli o wdzięcznych nazwach : brzoskwiniowy deser, różany ogród oraz szampańska truskawka.  Czyż nie brzmią smakowicie!? :) 

Buziaki Carolina!

6 września 2014

Codzienny makijaż.

O moich ulubieńcach do codziennego makijażu nie pisałam już dość dawno, a trochę się w tym temacie zmieniło. Większość produktów, które dzisiaj Wam pokażę już kiedyś przewijała się pojedynczo na blogu. Stawiam przede wszystkim na naturalność. Makijaż ma być szybki, wyglądać świeżo i naturalnie. Podkład, tusz i róż to moja trójca bez której nie wyobrażam sobie makijażu. Moja cera nie wymaga dużego krycia, więc od podkładu wymagam przede wszystkim matowania i długiego utrzymywania się na skórze. Róż- zazwyczaj wybieram ten w brzoskwiniowym odcieniu, bądź delikatnym różu. Tusz wiadomo, jak to tusz- ma ładnie podkreślać oko i wyciągnąć z rzęs jak najwięcej. Dalej zostaje już tylko podkreślanie brwi, zabawa cieniami czy szminkowanie. 

Twarz- kryjący podkład Skin Balance od Pierre Rene, który latem jest zbyt ciężki ostatnio wrócił do łask. Obecnie mieszkam go z matującym podkładem Under 20 (który nie wiem czemu nie załapał się na zdjęcie), dzięki czemu uzyskuje piękne, lekkie krycie i matowe wykończenie. Taka mieszanka utrzymuje się na mojej twarzy praktycznie cały dzień, tylko strefa T wymaga lekkiego przypudrowania. Na wszystkie niespodzianki i lekkie sińce pod oczami ląduje korektor Match Perfection, który całkiem nieźle kryje. Na policzki ląduje Africa od W7 czyli bronzer, rozświetlacz i róż w jednym. Bardzo lubię jej naturalny i nie nachalny odcień. Policzki machnięte pędzlem z niewielką ilością kosmetyku nabierają pięknego koloru i lekkiego rozświetlenia. Efekt można stopniować w zależności od upodobań. 

Oczy- tutaj bez większych szaleństw. Maskara i delikatne cienie na powieki. Jeśli chodzi o tusz to zazwyczaj jest to Colosal od Maybelline bądź 2000 calorie od Max Factora. To moje pewniaki. Tutaj jak widzicie umieściłam testowany ostatnio Wonderfull od Rimmela, którego efekt jak już wspominałam na prawdę lubię. Tylko to marne pogrubienie ... Jeśli chodzi o powieki, ląduje na nich mój ulubiony, matowy 353 od Inglota. Ostatnio bardzo polubiłam również duet od Makeup Geek, a mianowicie jasny, perłowy cień w kolorze shimma shimma oraz perłowy brąz prom night. Pomimo tego że nie przepadam za takim wykończeniem, to tą dwójkę na prawdę polubiłam. Oczywiście cienie lądują na bazę z Elfa, którą również zapomniałam tutaj umieścić. 

Brwi oraz usta- jeśli chodzi o brwi, używam zestawu z Elfa, z którego jestem nawet zadowolona. Często po niego sięgam więc to chyba o czymś świadczy. Nie jestem do końca zadowolona z ich kształtu, ale mam nadzieję że kiedyś to się zmieni. Usta- na usta ląduje bezbarwna pomadka w tym przypadku niebieska Baby Lips, lub delikatna nudziakowa bądź różowa szminka, ale to już na prawdę musi być święto :P

I to by było na tyle : ) Podejrzewam że to podstawowy zestaw każdej z Nas, ale czy kosmetyków jest zbyt mało bądź dużo oceńcie same. Mi w zupełności taki zestaw wystarcza, a produkty są sprawdzone i bardzo je lubię. Koniecznie dajcie znać jak prezentuje się Was dzienny makijaż i bez jakich produktów go sobie nie wyobrażacie : ) 

Udanego i słonecznego weekendu! 
Carolina. 

4 września 2014

Fantastyczna czwórka miesiąca.

Witajcie! O kosmetycznych ulubieńcach nie pisałam już dość dawno. Nic szczególnego nie zachwyciło mnie na tyle bo móc nazwać go tym najlepszym. Ubiegły miesiąc zleciał mi niesamowicie szybko i zdecydowanie nie należał on do najlepszych. Moja buzia przechodziła jakiś straszny kryzys (wysyp podskórnych wulkanów). Darowałam sobie jednak wizytę u dermatologa (chociaż i tak jej nie uniknę, ale o tym napiszę innym razem) i zakupiłam w aptece maść cynkową. To był strzał w dziesiątkę! Pamiętam że kiedyś świetnie radziła sobie z każdym nieprzyjacielem, ale odeszła w zapomnienie na rzecz maści tranowej i tej o zapachu asfaltu- ichtiolowej. Dokładnie w 5 dni pozbyłam się dwóch strasznych wyprysków oraz kilku mniejszych, które opanowały moją brodę. Maść pięknie je wyciągnęła i wysuszyła. I to za jedyne dwa złote! Jestem zachwycona : ) 

Kolejnym kosmetykiem, który uzyskał w poprzednim miesiącu miano ulubieńca jest waniliowa maska od Kallosa. Uwielbiam ją począwszy od zapachu, który bardzo długo utrzymuje się na moich włosach, poprzez budyniową konsystencję kończąc na rewelacyjnym nawilżeniu. Moje kłaczki ją uwielbiają (używam jej jak standardową odżywkę zaraz po umyciu, rzadziej jako maskę). Po zastosowaniu są miękkie i mają piękny błysk. Jest niesamowicie wydajna (opakowanie zawiera aż litr produktu) i kosztuje na prawdę niewiele. Gorąco polecam! ; ) 

Przedostatniego ulubieńca nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Oczywiście ja też pobiegłam wraz z dzikim tłumem do Biedronki po Batiste. Początkowo bardzo się opierałam, ale wiecie jak działa siła internetu (internetu jak internetu, ale blogerki zniszczyły mi życie i wiecie tak tam :D ) i kupiłam wersję Wild. Prawdę mówiąc głównie skusiło mnie to panterkowe opakowanie, ale zawartość również bardzo mnie zadowala. W kryzysowych sytuacjach jest niezastąpiony. Błyskawicznie odświeża włosy, nie pozostawia białego osadu. Zapach również należy do bardzo przyjemnych.  Jedyne co mi przeszkadza to ta szorstkość zaraz po użyciu, dlatego nie wyobrażam sobie używać go codziennie do podnoszenia włosów u nasady i zostawiam go wyłącznie do zadań specjalnych : ) 

Ostatni gagatek to nowość, która niedawno do mnie dotarła i jeszcze szybciej trafiła do grona ulubieńców. Nie pamiętam by jakikolwiek tusz do rzęs zachwycił mnie zaraz po otworzeniu. Każdy musiał swoje odleżeć by zgęstnieć. W tym przypadku ciekawość zwyciężyła i już na drugi dzień wylądował na rzęsach i to było wielkie WOW. Piękne wydłużenie i rozdzielenie.Pogrubienie jest na poziomie bardzo niskim nad czym bardzo ubolewam, ale nie można mieć wszystkiego prawda? : ) Mowa oczywiście o najnowszym dziecku Rimmela tuszu wonderfull. Początkowo nie mogłam oswoić się z szczoteczką, jednak z czasem nauczyłam się jej obsługi. Tusz w ciągu dnia nie osypuje się i pozostaje na swoim miejscu. Bardzo, bardzo udany kosmetyk! Na pewno pojawi się oddzielny wpis na jego temat : ) 

Tak prezentuje się moja fantastyczna czwórka ubiegłego miesiąca. Koniecznie dajcie znać co zachwyciło Was i stało się mianem tym najlepszym , a może znacie moich ulubieńców i podzielacie moje zdanie na ich temat ? : )  

Buziaki Carolina!

2 września 2014

Jesienna kolekcja wosków Yankee Candle, pierwsze urodziny goodies!

Z woskami Yankee Candle zawsze było mi nie po drodze. Kiepska dostępność tartaletek uniemożliwiała ich zakup a najbardziej obawiałam się zamawiania w ciemno, bez wcześniejszego powąchania. O idealnym, białym kominku również marzyłam dłuższy czas, ale w ostateczności znalazłam coś, co w jakimś stopniu spełnia moje oczekiwania. Kiedy już zakupiłam kilka wosków na próbę, totalnie mnie zauroczyły. Na pierwszy ogień rzuciłam miękki kocyk czyli soft blanket- do którego mam ogromny sentyment. Z zapachami często bywa różnie. W opakowaniach mogą totalnie nas zauroczyć, zaś podczas palenia zupełnie odstraszyć. Dzisiaj przychodzę do Was z prezentacją nowych, jesiennych zapachów z kolekcji Q3 2014 które otrzymałam do 'obwąchania' od sklepu Goodies : ) 

W skład nowej kolekcji wchodzi pięć iście jesiennych kompozycji zapachowych. Z opisów, jakie udało mi się znaleźć na stronie internetowej sklepu byłam przekonana że honey glow oraz amber moon zdecydowanie będą moimi faworytami. Nie zawiodłam się, są piękne ale po obwąchaniu wszystkich tartaletek cranberry pear oraz ginger dusk zdecydowanie bardziej zawładnęły moim serduchem (a raczej nosem). Z całej piątki nowinek, najmniej przekonuje mnie wild fig, ale wiadomo wszystko okaże się w kominku :) 

Honey glow- wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: miód, woda kolońska. 
Wild figwosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: figa. 


Amber moon- wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: bursztyn paczula, drzewo sandałowe, grejpfrut, pomarańcza, woda kolońska. 
Cranberry pear- wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: gruszka, żurawina. 
Ginger dusk- wosk z owocowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: cytrusy, imbir. 

Wszystkie, dokładniejsze opisy poszczególnych zapachów znajdziecie tutaj, Goodies przygotował również konkurs z okazji swoich pierwszych urodzin, w którym do wygrania są świece z najnowszej, jesiennej kolekcji. Wygrywają aż trzy osoby, także warto spróbować szczęścia : ) 



Koniecznie dajcie znać który z zapachów Was zainteresował, a może palicie już w kominku swoje jesienne nowości? : ) 

Carolina.